ŁYŻWIARSTWO SZYBKIE

Roland Cieślak: Przede mną walka o wyjazd do Pjongczang

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

Pani Stanisława jako pierwsza z naszego miasta wystartowała na zimowych igrzyskach. - Minęło ponad 40 lat. Od tamtego czasu w łyżwiarstwie wszystko się zmieniło. Rosną nowe pokolenia panczenistów. Dzięki nowej hali będziemy mieli kolejnych olimpijczyków - mówi S. Wąchała.

Roland Cieślak zdobył dwa brązowe medale... 

Zawodnik KS Pilica zdobył w mistrzostwach Polski dwa brązowe medale - na dystansie 10 km i biegu masowym. W tej drugiej specjalności będzie walczył o kwalifikację olimpijką na zawodach Pucharu Świata.
- Rywalizacja w biegu masowym była bardzo wyrównana. Szczególnie na ostatnim okrążeniu.
- Na ostatnią rundę wjechałem pierwszy, ale na wirażu wyprzedził mnie Marcin Bachanek. Jechałem tuż za nim i czułem, że jeszcze mogę wyjść przed niego. Jednak na ostatnim wirażu już trochę mnie usztywniło, w nogach poczułem trudy wyścigu. Trzymałem się jak mogłem. Na finiszu  wyprzedził mnie jeszcze dysponujący dużą szybkością Konrad Niedźwiedzki. Gdybym przed ostatnią rundą zyskał przewagę, wtedy mógłbym myśleć o końcowym zwycięstwie. A tak na finiszu trudno mi było wygrać z Marcinem i Konradem, którzy są lepszymi sprinterami. Bieg był mocny, starałem się trzymać czołówki. W sumie jestem zadowolony z tego brązowego medalu. Nie miałem presji, że muszę być w pierwszej dwójce, bo kwalifikację do Pucharu Świata miałem zapewnioną dzięki szóstemu miejscu w ostatnich mistrzostwach świata.
- Bardzo dobrze spisał się też w biegu twój kolega klubowy Mateusz Owczarek.
- Jechał znakomicie, finiszował, zbierał punkty. W ogóle całe mistrzostwa miał bardzo udane.
- Kończysz mistrzostwa Polski z dwoma krążkami. Byłeś też trzeci na 10.000 m, a na 5000 m zająłeś czwarte miejsce. Chyba możesz mieć powody do zadowolenia.
- Myślę, że tak. Przed startami na 5 i 10 km nie wiedziałem do końca, w jakiej jestem formie. Mieliśmy trochę przerwy po zawodach i obozie w Inzell. Czekaliśmy kilka dni na lód. Po starcie na 5000 m okazało się, że wszystko jest w porządku. Co prawda w połowie dystansu miałem kryzys, ale przełamałem niemoc. W czołówce było bardzo ciasno i niewiele zabrakło do medalu.
- Na 10 km mogłeś nawet wygrać.
- Od początku poszedłem dosyć mocno. Jeszcze na dwa okrążenia przed końcem jechałem na pierwszy czas. Ostatecznie skończyło się na trzecim
miejscu.
- Startowałeś przed własną publicznością. Mogłeś liczyć na wsparcie swojego fanklubu.
- Dziękuję im za to, bardzo mi pomogli. Na zawodach stawiła się cała rodzina i wielu znajomych. Na odkrytym torze nie przychodzili tak często na zawody ze względu na warunki pogodowe.
- Jak ci się trenuje i ściga w hali, w Tomaszowie?
- Rewelacyjnie. W końcu spełniły się nasze marzenia. Jestem już u schyłku łyżwiarskiej przygody i za dużo nie skorzystam z niej jako zawodnik. Jednak przed moimi młodszymi kolegami i koleżankami ten obiekt otwiera zupełnie nowe perspektywy. Teraz mają takie same warunki jak ich rówieśnicy na świecie. Lód z każdym dniem jest coraz lepszy. Dzięki świetnym rolbom zostanie dopracowany do wysokiego poziomu.
- Jakie najbliższe plany przed tobą?
- Już 3 listopada wylatujemy na zawody Pucharu Świata. Będziemy startować kolejno w Holandii, Norwegii, a później w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Będę tam rywalizował w biegu masowym. W tej konkurencji będę walczył o kwalifikację do igrzysk w Korei. Do Pjongczang pojedzie najlepszych 24 zawodników z PŚ. Najlepiej jakbym co najmniej dwa razy był wysoko w najbliższych startach. Jestem też pierwszym rezerwowym w naszej kadrze do długich biegów na 5 i 10 km.
- Startujesz w PŚ z seniorami, ale będziesz nadal trenował z kadrą młodzieżową.
- Tak, pracuję z trenerem Wiesławem Kmiecikiem, który leci z nami na zawody PŚ. Będą tam startować z naszej grupy jeszcze Karolina Bosiek i Kaja Ziomek.
- Dziękuję bardzo za rozmowę. Życzę powodzenia. Wracajcie z przepustkami na igrzyska

Rozmawiał: Adrian Grałek

Stanisława Wąchała: Czas odkurzyć łyżwy i znowu jeździć

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

Pani Stanisława jako pierwsza z naszego miasta wystartowała na zimowych igrzyskach. - Minęło ponad 40 lat. Od tamtego czasu w łyżwiarstwie wszystko się zmieniło. Rosną nowe pokolenia panczenistów. Dzięki nowej hali będziemy mieli kolejnych olimpijczyków - mówi S. Wąchała.

Stanisława Pietruszczak-Wąchała czeka na kolejnych łyżwiarskich olimpijczyków z Tomaszowa Była pierwszą reprezentantką Tomaszowa na zimowych igrzyskach

Stanisława Pietruszczak-Wąchała czeka na kolejnych łyżwiarskich olimpijczyków z Tomaszowa

Była pierwszą reprezentantką Tomaszowa na zimowych igrzyskach

- Pani przygoda z łyżwiarstwem zaczęła się na boisku szkolnym przy Szkole Podstawowej nr 11, gdzie zimą Bogusław Drozdowski po prostu wylewał
wodę i tworzył lodowisko oraz tor łyżwiarski.
- Nie do wiary, to było już 50 lat temu (śmiech). Tam mieliśmy zajęcia z wychowania fizycznego, ale też startowaliśmy w zawodach. Dla dziewcząt była „Błękitna wstęga”, czyli sprawdzanie umiejętności jazdy przodem, tyłem i przeplatanką. Natomiast chłopcy mieli „Złoty krążek”. Doskonalili umiejętności bardziej hokejowe. Te zajęcia odbywały się jeszcze na łyżwach krótkich.
- A pamięta pani swoje pierwsze łyżwy?
- Tak, to był prezent od rodziców. Dostałam wymarzone białe figurówki. Stały zawsze koło łóżka. Byłam nimi zachwycona. Dbałam o nie, zawsze musiały lśnić.
- To były początki łyżwiarstwa szybkiego w naszym mieście. Młodzież z Tomaszowa szybko zaczęła odnosić sukcesy sportowe na poziomie krajowym, ale też międzynarodowym. Pani jako pierwsza pojechała na igrzyska, do Innsbrucka w 1976 r.
- Atmosferę igrzysk pamiętam do dzisiaj. To było niezapomniane przeżycie. Sportowo mogłam ugrać nieco więcej. 14 miejsce w biegu na 500 m nie było szczytem moich marzeń. Na torze olimpijskim ścigaliśmy się wtedy na sztucznie mrożonej nawierzchni, ale obiekt nie był jeszcze zadaszony. Był też inny sprzęt niż dzisiaj. Na wyniki rywalizacji niekiedy wpływały warunki pogodowe. Tzw. klapy pojawiły się dopiero kilkanaście lat później. Tak więc wyniki też nie mogły być tak wyśrubowane jak dzisiaj.
- W Tomaszowie na początku lat 70. ub.w. powstał tor naturalny.
- To był obiekt, na którym zaczynałam się ścigać. Chociaż wtedy startowałam już na innych obiektach w w Europie. Pamiętam, jak zaproszono mnie do hali w Berlinie. To był 1976 albo 1977 rok. Zawsze z sentymentem wracałam do Tomaszowa. Najbardziej utkwiła mi w pamięci wieża sędziowska, z wizerunkiem łyżwiarza ułożonego z mozaiki. Stała przez dziesięciolecia.
- W połowie lat 80. ub.w. łyżwiarze doczekali się w naszym mieście sztucznego toru. Już wtedy Bogusław Drozdowski mówił o potrzebie jego zadaszenia.
- Ta inwestycja była przygotowana dużo wcześniej. Kryty tor miał być częścią całego centrum sportowego przy ul. Strzeleckiej. Już jako uczennica II LO brałam tam udział w pracach społecznych. Porządkowaliśmy teren pod budowę przyszłego centrum sportowego. Wtedy istniała możliwość finansowania budowy przez zakłady „Wistom”. Była duża szansa na zadaszenie toru, ale ostatecznie tych planów nie udało się zrealizować.
- Minęło kolejnych 30 lat. W końcu doczekaliśmy się hali lodowej na światowym poziomie i to w pani rodzinnym mieście.
- Wierzyłam, że taki obiekt w końcu powstanie. Dla mnie i mojego pokolenia to jest spełnienie marzeń z czasów młodości. A dla dzieci, które rozpoczynają swoją przygodę z łyżwiarstwem, niesamowita szansa do rozwoju.
- Tomaszów zyska dzięki tej hali?
- Już się o nas mówi w całej Polsce.
Mamy się czym pochwalić, chociaż na pewno nie wszystko jeszcze jest gotowe. Poczekajmy aż kurz po budowie osiądzie. Wyszkolą się ludzie do obsługi tego obiektu. Wtedy jakość lodu też na pewno się poprawi. Ważne będzie sprawne zarządzanie halą. Mam nadzieję, że zgodnie z zapowiedziami będą się tutaj odbywać koncerty, recitale, targi czy inne imprezy.
- Po zakończeniu kariery sportowej zajęła się pani oświatą, ale nadal pozostała pani w środowisku sportowym.
- Działam w Polskim Komitecie Olimpijskim, w komisji współpracy z olimpijczykami. Jestem też w zarządzie Towarzystwa Olimpijczyków Polskich. Mimo że zostałam nauczycielką, to cały czas jestem w sporcie. Po zakończeniu kariery sportowej zastanawiałam się, czy nie zająć się trenowaniem
młodzieży. Ostatecznie postawiłam na oświatę i nie żałuję. Spełniam się w tym (S. Wąchała od 15 lat jest dyrektorką SP nr 1 - przyp. red.).
- W środowisku łyżwiarskim, w ogóle sportowym dużo mówi się o nowej hali w Tomaszowie. Trochę nam zazdroszczą?
- Bardziej się cieszą, gratulują i podziwiają. Nie ma jakiejś sportowej zawiści. Mamy pierwszy taki obiekt w Polsce, ale przydałaby się jeszcze jedna hala dla łyżwiarzy.
- W pani szkole są klasy sportowe o profilu łyżwiarskim. Wśród tych uczniów są przyszli olimpijczycy?
- Serce rośnie, jak patrzę na ich treningi. Już dawno nie mieliśmy aż tylu zdolnych, młodych łyżwiarzy. Jest cała grupa juniorów i młodzieżowców z Karoliną Bosiek na czele, ale za nimi idą następni. Kacper Abratkiewicz czy Szymon Wojtkiewicz to są uczniowie siódmej klasy, a już mają w dorobku osiągnięcia międzynarodowe. Mamy zdolne dzieci już w czwartych klasach. To są diamenty, które jeszcze trzeba oszlifować.
- Mają większe możliwości niż pani kiedyś?
- Czasy się zmieniły. Trudno porównywać dzisiejsze realia do tych sprzed 50 lat. Czerpią taką samą radość ze sportu, jak my kiedyś. Łyżwy czy rolki są dla nich równie ważne. A hala to jest wymóg czasów. Dzieci muszą mieć stworzone warunki. Wtedy będą chętniej ćwiczyć. Już nie zadowolą się kawałkiem zamarzniętego boiska czy trawnika, jak przed laty.
- Dzisiaj jest też większe parcie na sukces.
- Zdecydowanie. Czasami musimy hamować w zapędach dzieci, ale też ich rodziców. Trzeba uczyć swoje pociechy wytrwałości, systematyczności i cierpliwości, a w końcu przyjdzie efekt. Tak samo jest w sporcie i w innych dziedzinach.
- Jeździ pani jeszcze na łyżwach?
- Pewnie (śmiech). Jeszcze w ubiegłym roku prowadziłam zajęcia z dziećmi (na placu Kościuszki). Latem zakładam też rolki. Ciągle staram się być aktywna.
- Niektórzy tomaszowianie może już zapomnieli, jak się jeździ. Dzięki nowej hali będą mieli okazję sobie przypomnieć.
- Na pewno nowy obiekt spowoduje większe zainteresowanie również rekreacyjną jazdą na łyżwach. Wcześniej nie wszyscy chcieli jeździć na otwartym torze. Wśród moich rówieśników niemal wszyscy jeździli na łyżwach. To od zawsze była dyscyplina przypisana do naszego miasta. Ślizgawki robione przy szkołach przeżywały oblężenie. Łyżwy miał każdy. Pewnie do dzisiaj są gdzieś schowane głęboko w szafach, pawlaczach czy komórkach. Najwyższy czas je wyciągnąć, odkurzyć i zacząć znowu jeździć. Przecież 90 procent mieszkańców Tomaszowa potrafi jeździć na łyżwach. Nie ma takiego drugiego miasta. Chyba tylko w Holandii łyżwiarstwo cieszy się większym zainteresowaniem.
- Oby tak było. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Adrian Grałek

Karolina Bosiek: Jeszcze nie myślę o igrzyskach

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

17-letnia tomaszowianka uważana jest za jeden z największych talentów łyżwiarskich w Polsce. Na inauguracji hali w swoim
rodzinnym mieście zdobyła srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski. Teraz przed Karoliną walka o przepustkę olimpijską.

Karolina Bosiek

- Gratulacje. Zostałaś wicemistrzynią Polski na dystansie 3000 m. Wygrałaś z wicemistrzyniami olimpijskimi z Soczi. Zdobyłaś też niespodziewanie
brąz na 1000 m. Dobrze spisałaś się też na 1500 m, zajmując piąte miejsce. Tuż za podium byłaś w biegu masowym, gdzie znakomicie finiszowałaś i zbierałaś punkty. Musisz być zadowolona.
- Chciałam jak najlepiej pokazać się przed własną publicznością. Na zawody przyszła rodzina i znajomi, liczyli na mnie. Chyba nie zawiodłam. Mistrzostwa były dla mnie udane. Medal w gronie seniorów to duży sukces, ale zawsze pozostanie pewien niedosyt. Mogłam pojechać troszeczkę lepiej.
- Dobrymi startami wywalczyłaś miejsce w kadrze seniorów.
- Będę reprezentować Polskę na najbliższych Pucharach Świata. Tam będę walczyć o jak najlepsze wyniki, a co będzie dalej, zobaczymy. Wszystko
zależy od mojej dyspozycji.
- Jak ci się podoba nowa hala?
- Obiekt robi wrażenie. Dla nas łyżwiarzy to coś niesamowitego.
A w dodatku Arena Lodowa powstała w moim rodzinnym mieście. Na mistrzostwach wspierała mnie rodzina i przyjaciele. Tomaszowianie w końcu zobaczyli, na czym polega prawdziwe łyżwiarstwo, bo to w hali znacznie różni się od tego na otwartym torze.
- Koleżanki i koledzy z reprezentacji trochę ci zazdroszczą?
- Na pewno każdy chciałby mieć taki obiekt w swoim mieście. Mam nadzieję, że wkrótce powstaną kolejne podobne obiekty w Polsce.
- Możliwość trenowania w takiej hali otwiera dla ciebie i twoich rówieśników zupełnie inne możliwości. Szkolić się tutaj będą również kolejne pokolenia łyżwiarzy.
- Już nie na mrozie i w deszczu (śmiech). To na pewno będzie zachęcać młodych zawodników do ciężkiej pracy.
- Chociaż ciebie te trudne warunki w pewien sposób zahartowały.
- Na pewno tak, ale z drugiej strony warunki pogodowe często nam przeszkadzały. Nie mogliśmy robić normalnych treningów, jak nasi koledzy z innych krajów. Hala stwarza dużo większe możliwości rozwoju.
- Masz dopiero 17 lat, a już należysz do ścisłej czołówki. Trenerzy, eksperci twierdzą, że jesteś jednym z największych talentów polskiego łyżwiarstwa. Widzą cię już nawet za trzy miesiące na igrzyskach w Pjongczang. Takie ciągłe chwalenie nie deprymuje?
- Staram się podchodzić do tego spokojnie. Nie myślę czy pojadę, czy nie pojadę do Korei. Nie stawiam sobie jakichś planów. Będę robić swoje i zobaczymy. Skupiam się na najbliższych startach i nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość.
- Właściwie nie masz nic do stracenia. Przed tobą jeszcze kilka cykli olimpijskich.
- Tak, spokój jest najważniejszy. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrą stronę.
- 3000 metrów to twój koronny dystans. Na zawodach kontrolnych w Inzell pobiłaś rekord Polski juniorek. Wygrałaś z Katarzyną Bachledą-Curuś, z którą w Tomaszowie nieznacznie przegrałaś.
- To było dla mnie duże zaskoczenie, że w pierwszym starcie w sezonie pobiłam mój rekord aż o sześć sekund. Nie spodziewałam się tak dobrego rezultatu. W Tomaszowie trochę zabrakło do złotego medalu, ale taki jest sport. Nie zawsze się wygrywa.
- Wyjeżdżasz na Puchary Świata z seniorami, ale nadal będziesz trenować z kadrą młodzieżową i juniorów prowadzoną przez trenera Wiesława Kmiecika.
- To bardzo silna grupa. Trenuję głównie ze starszymi chłopakami. Dzięki temu jeżdżę szybciej i zdobywam doświadczenie. Trener bardzo dużo pomógł mi z techniką jazdy, z którą miałam wcześniej problem. Chociaż oboje wiemy, że jeszcze dużo jest do poprawienia. Mam spore rezerwy.
- W najbliższym czasie będziesz częściej trenować w Tomaszowie.
- Tak, Arena Lodowa to będzie nasze główne centrum treningowe.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Rozmawiał: Adrian Grałek

Natalia Czerwonka: Zapisałam się w historii

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

Trzy lata temu wicemistrzyni olimpijska z Soczi podczas treningu rowerowego (w okolicach Rzeczycy) zderzyła się z ciągnikiem. Uraz kręgosłupa mógł zakończyć jej karierę. Nie poddała się, wróciła! Dzisiaj jest najlepszą łyżwiarką w Polsce. Zdobyła w Tomaszowie trzy złote medale. Pod okiem Arkadiusza Skonecznego (tomaszowianina) przygotowuje się do igrzysk.

Natalia Czerwonka zdobyła w Tomaszowie trzy złote medale

- Zdobyła pani pierwszy, historyczny złoty medal w Arenie Lodowej w Tomaszowie Maz. W sumie aż trzy krążki z najcenniejszego kruszcu (na 500, 1000 i 1500 m). W sprincie ustanowiła pani pierwszy rekord nowego obiektu (39,52 s). Jak się jeździło po nowym torze?
- W pewnym sensie zapisałam się w historii tego obiektu. To na pewno powód do zadowolenia. Nawierzchnia toru w Inzell (kadra trenowała przed mistrzostwami w hali w Bawarii - przyp. red.) była znacznie lepsza. Można było się tam lepiej ślizgać. Na pierwszych treningach w Tomaszowie nie było z lodem najlepiej, ale później gospodarze obiektu wykonali dobrą pracę i podczas mistrzostw jeździło się naprawdę przyzwoicie. Z czasem ten tor będzie jeszcze szybszy. Najważniejsze, że w końcu podczas krajowego championatu mogliśmy się ścigać pod dachem. Wiatr już nie przeszkadzał. Nie musieliśmy moknąć, było ciepło. Aż trudno w to uwierzyć.
- Długo czekaliście na halę lodową w Polsce. Była wam (łyżwiarzom) wielokrotnie obiecywana.
- W końcu jest! Jeśli chodzi o poziom sportowy, to mamy w Europie (i na świecie) ugruntowaną pozycję już od dobrych kilku lat. Teraz również pod względem infrastruktury nie mamy się czego wstydzić. Aż przyjemnie tutaj i trenować.
- Przez lata przyjeżdżała pani do Tomaszowa na odkryty tor. Wtedy przy wyższych temperaturach były problemy z utrzymaniem lodu. A innym razem
dokuczał siarczysty mróz i wiatr.
- Dwa lata temu na mistrzostwach Polski w Tomaszowie było 16 stopni ciepła. Lód się roztopił i były dziury. Trudno było przeprowadzić zawody. To już nie wróci, pozostanie tylko we wspomnieniach.
- Początek sezonu jest dla pani obiecujący. Pierwsze starty kontrolne w Inzell i w mistrzostwach w Tomaszowie pokazały, że jest pani w bardzo dobrej dyspozycji.
- Jestem zadowolona, że ciężka praca zaczęła przynosić efekty. Od maja trenowałam poza kadrą pod okiem mojego trenera klubowego Arkadiusza Skonecznego. Dzięki wsparciu sponsorów mogłam spokojnie przygotować się do sezonu olimpijskiego.
- Latem 2014 r. podczas treningu rowerowego (niedaleko stąd, w okolicach Rzeczycy) zderzyła się pani z ciągnikiem. Uraz kręgosłupa mógł przekreślić karierę, ale już po roku pani wróciła. Można powiedzieć, że dostała pani drugie sportowe życie.
- Byłam wtedy na zgrupowaniu w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale. Szczęście w nieszczęściu, że po wypadku trafiałam szybko do szpitala
specjalistycznego w Łodzi. Tam pan profesor podjął bardzo dobrą decyzję, że nie trzeba mnie operować. Pomogło to, że jestem sportowcem, silną kobietą z dużą masą mięśniową. Szybko chciałam wrócić do treningów. Udało się już po roku. Chociaż nie było łatwo. Każdy kolejny sezon był inny. Najważniejsze, że mogę dalej robić to, co kocham.
- Najważniejsze, że forma przyszła w sezonie olimpijskim, czyli w najważniejszym momencie. Nieco ponad trzy miesiące pozostało do igrzysk. Jak będą wyglądały pani przygotowania?
- Teraz czekają mnie starty w Pucharach Świata, kolejno w Holandii, Norwegii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Na początku grudnia wrócę do Tomaszowa, na cztery dni na mistrzostwa Polski w sprincie. A później zobaczymy, jak będzie wyglądała ostatnia prosta przed wylotem do Korei.
- Na pewno celem na igrzyskach będzie obrona medalu w drużynie, ale pewnie liczy pani też na dobre miejsca w startach indywidualnych.
- W tym roku postawiliśmy z trenerem na 1000 i 1500 m. To moje koronne konkurencje, czuję się w nich najlepiej. Jestem też do dyspozycji trenera kadry, jeśli chodzi o bieg drużynowy i obronę medalu z Soczi.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.

Rozmawiał: Adrian Grałek

Arkadiusz Skoneczny: Może kiedyś wrócę do Tomaszowa

KS Pilica. Opublikowano w Uncategorised

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

Przygodę łyżwiarską zaczynał w rodzinnym Tomaszowie. Był obiecującym panczenistą, później fizjoterapeutą sportowców. W końcu został trenerem jednej z najlepszych zawodniczek w kraju, która na mistrzostwach nie miała sobie równych.

Arkadiusz Skoneczny znowu w rodzinnym Tomaszowie

- Gratulacje. Pana podopieczna Natalia Czerwonka jest największą gwiazdą tomaszowskich mistrzostw. Dobra dyspozycja na pewno cieszy
- Dziękuję bardzo. Właściwie start w Tomaszowie był dla nas jednym z etapów przygotowań do sezonu olimpijskiego. Niebawem Natalia wystartuje w Pucharach Świata, które będą ważnymi sprawdzianami przed igrzyskami. Dopiero tam ma zaprezentować najwyższą dyspozycję.
- Można powiedzieć, że przeszedł pan całą drogę łyżwiarską. Najpierw jako zawodnik KS Pilica...
- Jestem tomaszowianinem. Tu się wychowywałem i przez wiele lat trenowałem na starym torze. Tutaj zakochałem się w łyżwiarstwie. Pamiętam, jak
jeździliśmy na wietrze i w deszczu. To nie było przyjemne, ale były zupełnie inne czasy. Teraz już dzieciaki nie chciałyby trenować w takich warunkach. Kiedyś nie zwracało się na to uwagi.
- Później został pan fizjoterapeutą i w końcu trenerem.
- Po zakończeniu przygody z łyżwiarstwem (jako zawodnik) podjąłem się pracy fizjoterapeuty. Byłem z polską kadrą na igrzyskach olimpijskich w Vancouver w 2010 r. i w Soczi w 2014 r. (tam polscy łyżwiarze święcili wielkie sukcesy - przyp. red.). Następnie przez dwa lata pracowałem z kadrą rosyjską, z najlepszymi trenerami, m.in. z Konstantinem Połtawcem i Pawłem Abratkiewiczem, od których bardzo dużo się nauczyłem. Zawsze chciałem zostać trenerem. W końcu moje marzenie się spełniło. Zająłem się pracą szkoleniową.
- A dlaczego w MKS Zagłębie Lubin, a nie w rodzinnym Tomaszowie?
- Akurat tak się ułożyło. Cztery lata temu zacząłem współpracę z Natalią Czerwonką, która zaczęła trenować poza kadrą. Na razie pracuję dla klubu w Lubinie, ale nie wykluczam, że kiedyś wrócę do Tomaszowa, może w roli szkoleniowca. Jest tutaj bardzo uzdolniona grupa młodzieży, która za kilka lat będzie stanowić o sile kadry narodowej. Teraz mają obiekt na światowym poziomie, na którym mogą się rozwijać.
- Często pan odwiedza rodzinne miasto?
- Zawsze lubię tutaj wracać. Zresztą na stałe mieszkam w Kielcach, więc mam blisko. Myślę, że teraz będziemy z Natalią i innymi łyżwiarzami częściej przyjeżdżać do Tomaszowa. Zawody Pucharu Świata w tej hali, to tylko kwestia czasu. Chciałbym wtedy pokazać się z moimi zawodnikami. Specjalizują się na dystansie 1500 m. To była również moja koronna konkurencja.
- Pojedzie pan na swoje trzecie igrzyska do Pjongczang?
- Trudno powiedzieć. Najpierw musimy się zakwalifikować. Chociaż z obecną formą Natalii, to nie powinien być duży problem. Na Pucharach Świata w Calgary i Salt Lake City chcielibyśmy pokazać optymalną dyspozycję. Trenowaliśmy tam latem, przygotowaliśmy się do sezonu. Natalia zna doskonale te obiekty. Celujemy w podium PŚ. Później okaże się, ile będzie miejsc dla sztabu szkoleniowego. Mam nadzieję, że będą mógł pojechać do Korei z moją zawodniczką.
- A jakie cele na igrzyska?
- Na pewno będzie walka o medal w drużynie. Mamy pięć bardzo mocnych zawodniczek. Wewnętrzna rywalizacja powinna jeszcze podnieść ich poziom. A indywidualnie też będziemy chcieli pokazać się z jak najlepszej strony.
- Dziękuję za rozmowę. Życzę powodzenia...
- ...korzystając z okazji chciałbym jeszcze pozdrowić wszystkich znajomych w Tomaszowie i kibiców łyżwiarstwa.

Rozmawiał: Adrian Grałek

Artur Waś: Lód w Tomaszowie będzie szybszy

KS Pilica. Opublikowano w W mediach

Tomaszowski Informator Tygodniowy Numer: 44 (1422) z 3 listopada 2017 r.

Najlepszy polski sprinter, należący do światowej czołówki, pokazał w Tomaszowie moc. Nie miał sobie równych na dystansie 500 m.

Artur Waś

Startował pan chyba we wszystkich halach lodowych na świecie. W końcu się pan doczekał takiego obiektu w Polsce.
- Muszę przyznać, że jako warszawiak byłem za budową hali w stolicy. Wtedy mówiło się też o Zakopanem, pojawiała się również kandydatura Tomaszowa. Jednak wiele osób się zastanawiało, czy ta trzecia opcja w ogóle ma sens.Teraz zrozumiałem, że to był najlepszy wybór. Głównie dlatego, że w pobliżu jest Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Spale. Hala w Tomaszowie jest na światowym poziomie. Z domu mogę dojechać tutaj w godzinę.
- A jak się pan czuje w nowym obiekcie? Będzie pan tutaj częściej przyjeżdżał?
- Do tej pory jeździłem na obozy do Inzell, które stało się moim drugim domem. Jednak już mam dosyć tych ciągłych wyjazdów. Jeżdżenia z hali do hotelu i z powrotem. Szczególnie jesienią jest bardzo męczące. Trenując w Tomaszowie, mógłbym mieszkać i korzystać z odnowy biologicznej oraz innych obiektów w Spale. Być może taka opcja będzie możliwa jeszcze przed igrzyskami. Bardzo bym chciał znowu tutaj przyjechać. Na pewno pojawię się w grudniu na mistrzostwach Polski w sprintach.
- Na zgrupowania w Spale łyżwiarze przyjeżdżają już od lat.
- Pierwszy raz byłem w 2005 r.,
od razu mi się spodobało. To świetny ośrodek. Zawsze korzystamy z niego wiosną na początku sezonu. Siłownia, trening rowerowy, odnowa - to w tym okresie podstawa przygotowań.
- Dla sprintera jakość lodu jest bardzo ważna. Jak pan ocenia tor w Tomaszowie?
- Jeszcze nie jest taki szybki, jak być powinien. Mam nadzieję, że z czasem będzie. Ważne są dwie składowe. Temperatura samego toru (na Pucharach Świata jest nawet minus 7oC). W hali musi być też ciepło i sucho. Chodzi o samą wierzchnią warstwę lodu. Te pół centymetra, które odchodzi od płozy. Jeśli nie ma wilgoci, to tworzy się szybka nawierzchnia. Myślę, że w Tomaszowie przez następne kilka tygodni będą osuszać powietrze i ogrzewać halę. Przy tym trzeba pochwalić gospodarzy hali, że w bardzo krótkim czasie przygotowali lód dobrej jakości. Pobiegłem na 500 m 35,13 s, to jak na dwudniowy lód bardzo dobry wynik. Na 1000 m przegrałem nieznacznie z Konradem Niedźwiedzkim, ale rezultat też miałem całkiem dobry. Forma rośnie i dobrze czułem się w hali w Tomaszowie. Oprócz jakości samego lodu ważna jest również referencja wizualna, która była bez zastrzeżeń.
- Teraz przed panem starty w PŚ, a później igrzyska. Pewnie marzy się panu medal. Nieraz ocierał się pan o podium światowych imprez.
- Chciałbym bardzo w końcu zdobyć ten krążek. Jeśli forma i jazda idą w parze, to mogę walczyć z najlepszymi. U sprinterów ważna jest też wojna psychologiczna przed startem. Patrzymy sobie w oczy. Jeśli jesteś mocny, to widać pewność siebie i rywale się ciebie boją. Wtedy nabiera się pewności siebie. Na Pucharach Świata będę stopniowo szykował formę na igrzyska. Najszybciej będziemy na pewno biegać na torach w USA w Kanadzie, położonych na dużych wysokościach.
- Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia.


Rozmawiał: Adrian Grałek